Andy Strauss, Działaj tu i teraz. Post gościnny.

 

           DZIAŁAJ, TU I TERAZ

Każdy z nas pracując w turystyce doświadcza wielu nieprzewidywalnych sytuacji. Zdarzają się również i te piękne, których sens stanowią podróże. Życie pisze różne scenariusze, na które nie zawsze można się przygotować. Pracujący na pierwszej linii w charakterze kierownika wyprawy i pilota wiedzą, że zdarzyć się może wszystko. I zdarza. Wtedy najważniejsze jest jedno. Działanie, tu i teraz. No matter what. Podnoszenie na duchu, dawanie przykładu i działanie. Niemal z każdej, wydawałoby się niemożliwej sytuacji, można wyjść możliwie najmniej poturbowanym (Ernest Shackleton, Bear Grylls). Empatia, współpraca, przykład, pomoc, stanowczość nagrodzą szacunkiem i wdzięcznością na zawsze. Podróże, to doskonała lekcja życia i pokory.

 

Australia. Outback. Siedzimy przy ognisku, wokół rdzawy piach, dęby pustynne i eukaliptusy. Ciemność. Dźwięk cykad od czasu do czasu przerywa wycie dingo. Są blisko. Zwabił je zapach przygotowanej biwakowo kolacji australijskiej. Dreszczyk emocji przed nadchodzącą nocą w…namiotach.

Za dnia widziane perentie (największe tu jaszczury),

dzikie konie brumbees, insekty i miliardy much działają na wyobraźnię.  Podniebienia czują  jeszcze smak grillowanego kangura, kiełbasek ze strusia i doskonałej wołowiny, spłukanych australijskim winem. Podziwiamy Drogę Mleczną. Widoczna na dłoni, jak w imaxie. Opowiadam o niebie południowym, lokalizując Krzyż Południa, a nawet Obłoki Magellana. Czas spać. Następnego ranka wymagający trekking do kanionu, ale jak? Ciszę nagle przerywa przeraźliwy ryk… wielbłąda.

Serce Nowego Orleanu. Bourbon Street, historyczna i kultowa ulica, pełna turystów, jakiej trudno szukać w świecie. Z każdej knajpki, klubu, restauracji  wydobywa się dźwięk muzyki. Muzyki doskonałej, wysławionej  tu przez Luisa Armstronga. Trąby, puzony, perkusje, gitary… Nie, to nie festiwal Mardi Gras – ten odbędzie się na przełomie lutego i marca. Wtedy to korale i maski zdominują miasto.

Każdego wieczoru na Bourbon Street

odbywają się parady muzyczne, pije się drinki, tańczy, bawi, nawiązuje znajomości. W powietrzu snuje się marycha, klimaty voodoo, śpiew i zabawa – wrażenia niezapomniane, jedyne w swoim rodzaju. Kulinarnie: po kreolsku – wyśmienite gumbo (zupa m.in. ze skorupiaków), jambalaya (czyli wszystko do gara, co pod ręką), lub słodkie beignet (czyt. „bejnie”, takie nasze pączusie). W kulturowym szoku zbieramy energię, przed poranną wycieczką na bagna deltą Missisipi. Obowiązkowa lekcja historii niewolnictwa z wizytą na dawnej plantacji bawełny i trzciny cukrowej.

Rio de Janeiro. Głowa cukru (Pao de Azucar).

Przepiękna panorama wyjątkowo malowniczo położonego miasta.

Nagle na miejscu zbiorki nie pojawia się ponad 70-letni turysta. Ale jak to możliwe?! Przecież tam nie można się zgubić! Dłuższa historia …zakończona happy endem. Relaks – Copacabana. Niezbyt długi – okradzeni turyści z aparatu foto. Wizyta na policji. Potem kolacja. W typowej brazylijskiej restauracji „Churrasqaria”, „Fogo de Chao”, „Rodizio”– dania mięsne serwowane ze szpady – wspaniała gratka dla polskiego turysty. Mimo dziesiątek faveli, dozgonnej miłości do piłki nożnej – wszechobecna kultura karnawału. Nogi do samby jakoś prowadzą same. Stąd nie chce się wyjeżdżać.

Calgary. Kanada. Tuż po przylocie atak padaczki turysty w autobusie. Szybka akcja ratownicza, pogotowie, ambulans, szpital. Szczęśliwe zakończenie. To nasz wstęp do

 

corocznego święta  Stampede – największego rodeo na świecie!

Turyści jeszcze o tym nie wiedzą, że przyrodniczo będzie to dla nich niezapomniany wyjazd. Góry, szmaragdowe jeziora, niedźwiedzie brunatne, łososie. Kanada żywicą pachnąca. Obowiązkowo zapakują później syrop klonowy i indiańskie pamiątki. Nikt stąd nie wyjedzie, zanim nie posmakuje putina (poutine) oraz ogona bobra. Po sezonie – karibu. Zdjęcia z wyprawy okażą się rewelacją – „co drugie” do National Geographic. Kraina Szarej Sowy zostawia ranę w sercu. Opuszczonej Miłości.

Wenezuela. Delta Orinoko, tereny zamieszkałe przez Indian Warao.

Noc. Do najbliższej cywilizacji min. 4 godziny jazdy szybką łodzią motorową.

Poważnie chory psychicznie, obraźliwy i agresywny turysta odmawia dalszego udziału w imprezie i żąda natychmiastowego powrotu do …Polski. Wokół kajmany, węże, piranie, dżungla, woda, krzaczory i wszystko, co w nich się czai, aby nas zjeść. Aż się prosi. Poświęcić?

Indianie pilnują, aby nic się nie stało. Perswazja nie działa. Nadal kusi, aby poświęcić.

Petra, Jordania. Standardowo pogoda przepiękna, słonecznie, gorąco.  Następuje oberwanie chmury, burze i paniczna ewakuacja Petry. Za schronienie służy Skarbiec Faraona. Doliną płynie już rzeka. Nie wolno nikomu iść, bo nie utrzyma się na nogach Zorganizowana akcja ratunkowa Jordańczyków – delikatnie „nieudolna”. Po kilku godzinach

Uwaga  – przyjeżdża Andy.

Następuje oberwanie chmury, burze i paniczna ewakuacja Petry. Za schronienie służy Skarbiec Faraona. Doliną płynie już rzeka. Nie wolno nikomu iść, bo nie utrzyma się na nogach Zorganizowana akcja ratunkowa Jordańczyków – delikatnie „nieudolna”. Po kilku godzinach

wywiezieni jeepami i uratowani!

Wartość przygody: bezcenna.

 

Samoa.

Po kąpieli w cenotach,

pikniku nad oceanem rozłożeni w chatkach (talofa) na palach, atmosfera błogości. Przerwana po kilku kilometrach, gdy Opatrzność zatrzymała nas przed osuwającą się na drogę górą (landslide). Spadające głazy zmiotłyby do oceanu nasz busik i każdego na swojej drodze. To naprawdę nie była gra komputerowa. Tu mieliśmy (i nadal mamy) jedno życie.

 

Argentyna. Zauroczeni

pięknem brazylijskich oraz argentyńskich wodospadów Iguazu

gotowi na transfer do Buenos Aires. Droga lotnisko. Jedyna, żadnych alternatyw. Zatrzymuje nas policja i próbuje zawrócić. Przed nami polityczne rozruchy i barykady. Negocjuję. Dzięki hojności mojej dłoni, czytaj portfela, policjant nas przepuszcza, ale na moją odpowiedzialność. Żadnej gwarancji bezpieczeństwa. Nie mam wyboru. Samolot nie poczeka. Na kilometr przed barykadą kierowca busa odmawia dalszej jazdy. Boi się o siebie i sprzęt. Zbyt niebezpiecznie.  Jedyna szansa to przejść na drugą stronę i tam złapać transport. Szybka decyzja i polecenie,  zabieramy walizki i za mną w kierunku barykady. Pech chciał, że tego dnia ubrałem koszulkę Brazylia. Zdziwienie na twarzach argentyńskich protestujących, widzących grupę ludzi z walizkami na barykady z liderem w koszulce Brazylii – bezcenne. Kolejne negocjacje. Los Polacos, Jan Paweł II, Polska-Argentyna piłka nożna, argentyńskie kredyty, Maradona, Maanam-Boskie Buenos, każdy argument i wszystko, co tylko dało się wykorzystać, miało znaczenie. Zapytałem co to za manifa. Służba zdrowia i nauczyciele. Poinstruowałem jak to się robi w Polsce – palenie opon, koktajle, cegły, do ostatniej kropli krwi itp. Konsternacja… Po chwili, z podziwem i szacunkiem nakazali zrobić szpaler, abyśmy mogli przejść na drugą stronę.

 

Pamiątkowe zdjęcia, viva Polonia,

uśmiechy, szybki wywiad do telewizji…Ale do lotniska jeszcze ….ooooo. Znaleźli się  „warszawscy taksówkarze”. Cena za dowóz tak bandycka, że kupiłbym bilety do Ushuaia. Wystarczyło mi na jeden transport z „rannymi”, starszyzną i walizkami itp. Pozostali mieli iść pieszo droga prosto tak daleko, dojdą do lotniska lub dopóki nie zorganizuje kolejnego transportu. Kombinowanym transportem dowiozłem resztki ekipy na lotnisko na ostatnia chwile. Jak dobrze, że za młodu oglądało się „Jak rozpętałem II wojnę światową”.  Duch i pomysłowość Janka Dolasa  nie poszły w las!

 

Alaska. Rozprzestrzeniające się pożary i wiatr uniemożliwiają kontynuację wycieczki. Nie tylko naszej.

Jedyna droga zablokowana.

Nie wiadomo na jak długo. Droga objazdowa, to min. kilkanaście godzin jazdy. Odpada. Kierowcy tyle nie pociągną z uwagi na przepisy. W oczekiwaniu na efekty działań straży pożarnej i wojska otrzymujemy zorganizowane paczki żywnościowe i wodę. Intuicja podpowiada, że trzeba działać. W innym wypadku pozostaje zimna noc z grupa w autokarze, bez toalety w środku niczego. Szybkie decyzje i zgoda kontrahenta na organizowanie noclegu, ale w promieniu 120 km nie ma nic! Bunt turystów. A jakże – Polacy przecież. Jak nie przejedziemy? -Nie, nie przejedziemy, bo POŻAR i nie ma przejazdu, a wojsko walczy o życie ludzkie i ich dobytek. Następnego dnia zobaczą drogę nadal pełną dymu oraz spalone domostwa, sprzęt, dziesiątki km drogi. Póki co napięcie i wygórowane oczekiwania, na szczęście szybko zweryfikowane. Dziesiątki autokarów spieszących z turystami na statki-wycieczkowce – uziemione. Co oni mają powiedzieć?! Udało mi się chyba cudem załatwić noclegi dla grupy w 4 rożnych miejscach. Zanim do nich dotarliśmy była już głęboka noc, ale każdy miał cieple lóżko, prysznic i herbatę i kawę. Życie pokazuje, że niestety nie wszystkim można dogodzić. Jeden z klientów: Dlaczego ja mam spać tu, a ktoś inny być może w lepszych warunkach? Zanim po 150 km dojedziemy do pierwszych lodży, na drogę wybiega nam ogromny niedźwiedź brunatny. Kierowca – miłośnik zwierząt krzyczy i gwałtownie hamuje chcąc uniknąć zderzenia. Niedźwiedź jest za duży. Autobus uderza rogiem zderzaka w misia. Chce się płakać. Nie można wysiąść. Alaska. Bezpieczeństwo. Kierowca zdruzgotany. Następnego dnia szukam w tym miejscu śladów życia. Jest mała nadzieja, że uciekł i …przeżył. Żyję nią do dziś.

Turyści zakwaterowani i bezpieczni. Po modyfikacji programu z przyczyn niezależnych kontynuujemy wycieczkę, po prowizorycznym, zorganizowanym na świeżym powietrzu śniadaniu. Turyści jeszcze nie wiedzą, że będzie to dla nich jedna z najpiękniejszych wypraw w życiu.

Podobnych sytuacji życiowych jest mnóstwo. Jeżeli chcielibyście dowiedzieć się więcej o:

  • migotaniu przedsionków serca turysty, który zdążył wysiąść ze statku na Alcatraz w San Francisco,
  • napadzie na turystę w St Louis w Senegalu,
  • przygodzie na olimpijskim stadionie w Atenach, którego efektem było otwarte złamanie, operacja, ewakuacja turystki do Polski,
  • pożarach w Californii (US) i British Columbii (CA),
  • zagubionych przez opieszałych turystów dokumentach, portfelach i całych plecakach w Nowej Zelandii i Australii (zakończonych sukcesem i 100% skutecznością J ),
  • ewakuacji grup z Australii i Nowej Zelandii w związku z Covidem19 i uratowanym turystą przechodzącym zawał na transferze we Frankfurcie,

 

zapraszam na wyprawę J. Andy Strauss

 

więcej o mnie i moich wyprawach tutaj

https://inukshuk.pl

 

Kolejny post gościnny Agata Falęcka Cud świętego ognia w Jerozolimie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *