Obyś w ciekawych czasach pilotował cz. 5

ZA LUFAMI KARABINÓW

Jeżeli świat dzieli się na kraje turystyczne i nieturystyczne to Tunezja należy z całą pewnością do grupy pierwszej, a Algieria do drugiej. Latem 2010 r. pilotowałem kilka grup po obu krajach.

Pod koniec roku w mieście Sidi Bou Zaid w centralnej Tunezji podpalił się 26-letni sprzedawca warzyw, jedyny żywiciel ośmioosobowej rodziny. Strażniczka miejska (kobieta! w kraju arabskim!) wlepiała mu mandaty za handel w niedozwolonym miejscu. Samospalenie było iskrą zapalną, która podpaliła znaczną część świata arabskiego.

Stan wyjątkowy w Algierii wprowadzony został w r. 1992 po wojskowym zamachu stanu jako odpowiedź na wygraną przez islamistów pierwszą turę wyborów parlamentarnych. Inspirowani rewolucją irańską ajatollaha Chomeiniego głosili m.in. hasło wprowadzenia koranicznego prawa szariatu. Wybory unieważniono, wybuchła krwawa wojna domowa, w której zginęło ok. 200.000 ludzi.

Po antyrządowych demonstracjach z początku roku 2011, które były odpowiedzią na podwyżkę cen artykułów spożywczych, a zwłaszcza cukru, stan wyjątkowy został zniesiony. W zamyśle władz chodziło o przywrócenie reguł demokratycznych celem powstrzymania rewolucyjnej fali z Tunezji.

Czas wolny kontrolowany

Ale wróćmy na algierski szlak… Rok 2010 to więc ostatni sezon – co wiadomo oczywiście z perspektywy dzisiejszej – kiedy turystom towarzyszyła eskorta mundurowych i ubranych po cywilnemu pracowników służby bezpieczeństwa. Na jednym z odcinków oprócz standardowej eskorty

zabezpieczał nas także skot, czyli kołowy pojazd opancerzony.

Już w drodze od przejścia granicznego Bouchebka do Tebessy, pierwszego miasta w programie, towarzyszyły nam oznakowane samochody policyjne. Ze względu na przepisy stanu wyjątkowego nie mogliśmy opuścić hotelu. Prawdziwego szoku doświadczyliśmy następnego dnia rano, kiedy po wyjściu z autokaru w centrum miasta musieliśmy zaczekać na eskortę wojskowych. Otoczeni wianuszkiem zbrojnych z długą bronią ruszyliśmy na zwiedzanie.

Tebessa to około 200-tysięczne miasto, w okolicach którego do porwań i sporadycznych incydentów zbrojnych dochodziło jeszcze na początku lat dwutysięcznych. Współczesna zabudowa miejska wchłonęła budowle z czasów rzymskich. Przy łuku triumfalnym Karakalli krzyżują się wąskie uliczki arabskiego bazaru, czyli suku. Na jednym z filarów łuku zachował się wyryty alfabetem łacińskim grafik korzystania z łaźni miejskiej: w poniedziałki obywatele z cardo maximus i cardo secundus, we wtorki decumanus maximus i decumanus secundus, etc. (cardo – w każdym rzymskim mieście ulice na osi północ-południe, decumanus – na osi wschód-zachód).

Po zwiedzaniu czas wolny na zakupy, ale jak? Nie po to zmobilizowano funkcjonariuszy resortów siłowych, żeby teraz turystów rozpuścić samopas. Turyści do sklepów, tajniacy za nimi. Dwoili się i troili, żeby nakłonić nas do wchodzenia do sklepów grupkami a nie w pojedynkę, żeby wszystkich mieć na oku. Podobnie było ostatniego dnia w Annabie, na wybrzeżu Morza Śródziemnego. Zadanie dużo trudniejsze bo tam czasu wolnego mieliśmy kilka godzin.

Któregoś razu z lokalną przewodniczką Miriam weszliśmy grupą do baru serwującego jako specjalność orzeźwiający napój z imbiru. Powiedziała, że chociaż mieszka w Tebessie od kilkunastu lat, to jest w tym lokalu po raz pierwszy, bo to lokal dla mężczyzn. To dzięki temu, że jest służbowo, czyli z turystami.

VIPy jadą

Czekanie na eskortę – poza jednym czy dwoma wyjątkami, kiedy to eskorta czekała na nas, to my czekaliśmy na nich – zajmowało oczywiście czas. Im dłuższa trasa tym fizjologia bardziej upomina się o swoje, a toalety przy drodze nie ma i wiadomo, że prędko nie będzie. Co więcej krzaków też nie, jak to na pustyni. Zdarzyło się, że w sytuacji awaryjnej kierowca wypatrzył jakieś ustronne miejsce, turystka chyżo z autokaru, a ochroniarz za nią…

Na zatłoczonych drogach asysta miała jednakże swoje niezaprzeczalne zalety. Wystarczyło, że pilotujący nas policyjny samochód mrugał światłami, policjant wystawiał rękę za szybę i „rozganiał” nią inne samochody. Efekt był piorunujący. Kierowcy zjeżdżali na pobocze, a my środkiem drogi, niczym „korytarzem życia”, nawet jak rozdzielała ją linia ciągła. Mogliśmy poczuć co znaczy VIP. Turyści siedzący z tyłu autokaru podchodzili do przodu żeby zrobić zdjęcia. Spacerowanie po autokarze podczas jazdy jest ze względów bezpieczeństwa zabronione, ale każdy usprawiedliwiał się, że „jak będę w domu opowiadał to nikt mi nie uwierzy”.

W programie wycieczki była Konstantyna, rozłożona po obu stronach kanionu rzeki Wadi al-Rhumel, stolica starożytnej Numidii, zwana dziś miastem mostów. Największe wrażenie robi zbudowany w 1912 r.

most Sidi M’Cid o długości 168 m.

Zwiedzaliśmy także drugi co do wielkości w Afryce Północnej – po meczecie Hassana II w marokańskiej Casablance –

– zbudowany w latach 90. XX w. meczet Abdel Kadera.

W oazie Sidi Okba pod Biskrą, mieście zwanym wrotami Sahary, zwiedzaliśmy najstarszy meczet w Algierii, w którym znajduje się mauzoleum Okby ibn Nafiego, dowódcy islamskiego podboju Maghrebu w VII w.. Po wyjściu z meczetu ktoś zapytał czy moglibyśmy kupić daktyle na miejscowym targowisku. W normalnych warunkach taka spontaniczna inicjatywa zostałaby skwitowana wymianą dwóch zdań albo spojrzeń pomiędzy przewodnikiem a pilotem i proszę bardzo, dlaczego nie. Tutaj tak być nie mogło. Zgodę musiał wyrazić dowódca eskorty.

Impulsem do zakupu była niewątpliwie uwaga przewodnika Hassana, że w okolicach miasta rosną najlepsze daktyle na świecie, poparta widokiem pięknych daktylowych zagajników. Po wygranym w ramach eliminacji do mundialu w RPA przez Algierię meczu barażowym z Egiptem prezydent kraju Abdelaziz Bouteflika wysłał piłkarzom samolotem m.in. kosze świeżych daktyli z Biskry (mecz odbył się na neutralnym terenie w sudańskim Omdurmanie).

Wobec tego poszliśmy, otoczeni oczywiście wianuszkiem zbrojnych. Kupcy zamykali już swoje stragany, ale z daleka było widać, że daktyle i inne owoce są jeszcze wystawione. Czar prysł kiedy podeszliśmy bliżej i okazało się, że łażą po nich roje much. Nikt niczego nie kupił. Już w autokarze ktoś zauważył, że coś mogliśmy jednak kupić, gdzieś potem umyć, a tak wyszło niezręcznie wobec sprzedających, eskorty i w ogóle.

Pomiędzy starożytnym Tamugadi (dziś Timgad) – miastem w którym chętnie osiedlali się rzymscy emeryci, prawie zasypanym w późniejszych wiekach przez piaski Sahary,

z imponującym łukiem triumfalnym Trajana

– a Biskrą relaksowaliśmy się w kanionie rzeczki Abiod, zwanym

balkonami Ghoufi.

Do krystalicznie czystej wody schodzi się wykutymi w skale schodami.

 

Następny wpis Cisza na pokładzie (Egipt)

5 komentarzy do “Obyś w ciekawych czasach pilotował cz. 5

  1. Podziwiam Twoją wiedzę Lolku. A i determinację, z jaką musisz działać w sytuacjach awaryjnych.
    Relacje z pilotowania wycieczek przepełnione są rysem historycznym, interesującą narracją i Twoją pasją.
    Turyści, których oprowadzałeś po wybranych zakątkach świata mieli szczęście.

    1. Elu, dziękuję bardzo za serdeczne słowa. Naprawdę lubię swoją pracę i staram się wkładać w nią serce. Jeżeli tak postrzegają to Turyści i Czytelnicy to serce tylko roście.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *