Ten co chorągiewkę nosi cz. 5

NA WYCIECZKĘ CZY…?

        Październikowy wieczór r. 2019, erev Sukkot (wigilia Święta Namiotów). Samolot z Okęcia jest jednym z około dwudziestu, które w krótkim czasie lądują na lotnisku Ben Guriona pod Tel Avivem. Tłum pasażerów ustawia się w kolejkach do kontroli paszportowej. Zdecydowana większość otrzymuje od ręki bezpłatne trzymiesięczne wizy turystyczne nie zezwalające na podejmowanie pracy.

Pozostali są obiektem zwiększonego zainteresowania straży granicznej. To ci, których państwo Izrael może uznać za persona non grata, a wśród nich przede wszystkim ci, co do których zaistniało podejrzenie, że tylko udają turystów, a tak naprawdę chcą podjąć pracę na czarno.

Tymczasem gotowa do odjazdu ponad trzydziestoosobowa grupa turystów czeka w autokarze. Brakuje dwóch osób z paszportami ukraińskimi. Pilot musi ustalić dlaczego: czy zostali odprawieni i wyszli w sobie znanym kierunku, czy czekają na decyzję – jeżeli tak, to kiedy może zostać podjęta – a może zostali już odesłani rejsem powrotnym? Czasu ma tym mniej im szybciej rośnie zniecierpliwienie grupy, w końcu „to nie nasza sprawa, że kogoś nie ma”.

Do bramek kontroli paszportowej wrócić nie mogę bo nie pozwalają przepisy bezpieczeństwa, egzekwowane rygorystycznie. Okienko population authority (urzędu ds. migracyjnych) zamknięte na głucho.

Zaczęło się święto namiotów (upamiętnia wędrówkę żydów z niewoli egipskiej do Ziemi Obiecanej, podczas której mieszkali w namiotach).

Informacja lotniskowa tego typu informacji – względy bezpieczeństwa – nie udziela, linia telefoniczna do straży granicznej zajęta.

Na liście kwaterunkowej mam numer telefonu podany przez zamawiającego przy zakupie wycieczki. Odbiera ktoś, kto jest …w Polsce. Podaje numer telefonu, który para ma ze sobą, ale ten nie odpowiada. Nie pozostaje nic innego jak jechać. To nie pierwszy tego typu przypadek. Do hotelu Eman Regency w Betlejem ponad dwie godziny drogi, jest późno, turyści coraz bardziej zmęczeni, nazajutrz od rana program.

 

Taxi z Ben Guriona

        Piętnaście minut po północy telefon z lotniska, że dwie osoby czekają na transfer do hotelu. Nie wiedzą jak się nazywa, ani gdzie się znajduje. Otrzymali wizy po czterogodzinnym oczekiwaniu na decyzję, kupili izraelską kartę SIM. Pytają jak mają dojechać do hotelu.

Recepcjonista cudem namierza zaprzyjaźnioną taksówkę w okolicach lotniska. Co bardzo ważne jej kierowcą jest Arab i do Betlejem wjedzie, w przeciwieństwie do Żydów, którym prawo izraelskie zabrania wjazdu do strefy „A” Autonomii Palestyńskiej. Kurs kosztuje 150 dolarów USA. O 03:30 meldują się w hotelu.

Zmiana ustroju na przełomie lat 80/90 ubiegłego wieku otworzyła obywatelom krajów Europy Wschodniej świat. Skończyła się turystyka handlowa, zaczęły wycieczki krajoznawcze i pod ich płaszczykiem emigracja zarobkowa. Także do Izraela.

Kulminacja przyjazdów Polaków do Ziemi Świętej to lata 90. W latach dziesiątych XXI w. zaczęli za pracą przyjeżdżać obywatele Ukrainy ale także innych państw poradzieckich, np. Gruzji. Nielegalni gastarbeiterzy kalkulują, że wykupienie wycieczki daje większą szansę na wizę.

Przypadek ukraińskiej pary jest o tyle wyjątkowy, że jedno z nich deklarowało żydowskie pochodzenie. Zapewne ta okoliczność sprawiła, że trzymani byli na lotnisku tak długo. Izrael jest krajem absorpcji, który mającym żydowskie korzenie przybyszom udziela daleko idącego wsparcia logistycznego i finansowego.

Ukraińcy byli z grupą do końca wycieczki. Nie zjawili się natomiast

pod kościołem św. Piotra w Jaffie na miejscu zbiórki

przed odjazdem na lotnisko. Telefonicznie zapytali przewodniczkę Evę jak dostać się do dworca autobusowego w Tel Avivie z miejsca, w którym akurat się znajdują.

Na lotnisku okazało się, że ich nazwisk nie ma na liście pasażerów rejsu powrotnego.

 

Następny wpis Jedź z Bogiem, wracaj z dolarami (wycieczka w stylu retro autobusem komunikacji miejskiej do Bułgarii – i z powrotem!)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *