Ten co chorągiewkę nosi cz. 3

DRON NA GÓRZE NEBO

        Jeżeli na Youtubie można obejrzeć filmiki kręcone z drona latającego nad Petrą to znaczy, że …każdy swój filmik nakręcić może. Taki wniosek wyciągnęła para młodych ludzi i postanowiła wprowadzić go w czyn. Cóż prostszego niewielkiego drona rozebrać na części, spakować do torby podróżnej i polecieć na wycieczkę.

Na cztery hipotetyczne kontrole graniczne odbyła się tylko jedna, na Okęciu. W Izraelu na przylocie i na lądowej granicy wyjazdowej kontroli bagażowej nie ma. Przy wjeździe do Jordanii kontrola jest symboliczna, zresztą nie ma zakazu przewożenia dronów.

W programie wycieczki tego dnia przed Petrą była Góra Nebo i tu właśnie młodzi ludzie postanowili zrobić próbę generalną. „Góra” to w rzeczywistości od zachodu fragment urwiska…

ciągnącego się nad dolinami Morza Martwego i Jordanu

o wysokości ok. 1.200 m, a od wschodu zwieńczenie płaskowyżu Gór Gileadu. Z tego miejsca Izraelici wędrujący z niewoli egipskiej zobaczyli Ziemię Obiecaną po raz pierwszy, a Mojżesz po raz pierwszy i ostatni. Według tradycji żydowskiej i chrześcijańskiej tu został pochowany. Dziś środkiem obu dolin biegnie granica jordańsko-izraelska.

Jedną z turystycznych atrakcji Góry Nebo jest

kamień toczony,

sprowadzony tu z pobliskiej wioski al-Faysalijja. W czasach bizantyjskich były to wrota chrześcijańskiego klasztoru.

Takim kamieniem zamknięty został grób, w którym złożono ciało Jezusa Chrystusa po ukrzyżowaniu w Jerozolimie. Niewiasty, które trzeciego dnia po ukrzyżowaniu przyszły na Golgotę zobaczyły, że kamień jest odsunięty, a od stojących obok dwóch mężczyzn w lśniących szatach usłyszały „Czemu szukacie żywego pośród umarłych? Nie ma go tutaj; zmartwychwstał”.

Ale wróćmy na Górę Nebo… Latający dron wywołał konsternację jordańskich policjantów. Góra Nebo znajduje się w strefie prawie przygranicznej, więc jego właściciele zostali poproszeni na posterunek policji turystycznej. Tu usłyszeli po angielsku pytania dlaczego, po co, czy macie zezwolenie? Odpowiedni meldunek przekazany został oczywiście przełożonym. Ci zdecydowali, żeby ich przewieźć do znajdującego się nieopodal posterunku gminnego. Tu po kolejnym przesłuchaniu usłyszeli, że sprawę przejmuje komenda powiatowa w mieście Madaba.

 

Jedźmy, Petra czeka

        U pozostałych uczestników wycieczki incydent wywołał z początku niedowierzanie i rozbawienie, ale w miarę upływu czasu narastała złość wynikająca z niepokoju, że już powinniśmy jechać bo przecież…

Petra i jej sztandarowy obiekt, czyli Skarbiec Faraona

czeka, a tymczasem to my czekamy i to, co – jak zawsze – najgorsze, nie wiadomo jak długo przyjdzie jeszcze poczekać.

Po zwiedzeniu Góry Nebo wstąpiliśmy zgodnie z niepisanym, ale zapowiedzianym wcześniej zwyczajem do manufaktury kamiennych mozaik, z których słynie ten region Jordanii. Żeby nie odpowiadać każdemu indywidualnie na pytanie „jak długo jeszcze…?” pod koniec wizyty zaprosiłem wszystkich zainteresowanych na zebranie grupy.

Argument wyrażany głośno przez najbardziej zaniepokojonych był nie do odparcia: przyjechaliśmy na tę wycieczkę przede wszystkim żeby zobaczyć Petrę. Skoro młodzi ludzie zachowali się nieodpowiedzialnie to ich problem. Jedziemy bo nie zdążymy! Sęk w tym, że oni przyjechali dokładnie z tego samego powodu. To…

gwóźdź programu każdej wycieczki po Jordanii.

Pojawił się postulat telefonu do ambasady. Zanim zadzwoniłem, zapytałem czy ktoś dysponuje numerem żeby sprawdzić czy ten, który miałem wpisany w swoim telefonie jest aktualny. Linia była zajęta. W skardze nadesłanej do biura po zakończeniu wycieczki znalazł się zarzut, że „pilot nie znał numeru telefonu do ambasady”.

 

Transfer zastępczy

        Przewodnik Khaled wydzwaniał non stop na posterunek. Przekazywał nam to co za każdym razem słyszał, że nieszczęśnicy „zaraz” zostaną zwolnieni. Kiedy wkrótce oznajmił, że zostali właśnie przewiezieni do leżącej po drodze do Petry Madaby, ruszyliśmy za nimi. Jednocześnie lokalny kontrahent zadeklarował, że jeżeli nie zostaną zwolnieni o określonej godzinie to wyśle dla nich z Ammanu samochód osobowy. Jak czas pozwoli to pojadą nim do Petry, jak nie to do hotelu w Ammanie na drugi nocleg, a my aby nie ryzykować, że nie zdążymy pojedziemy bez nich autokarem.

Na komendę pozwolono mi wejść po zostawieniu na dyżurce przy bramie paszportu i metalowych przedmiotów, w tym telefonu. Widok sprawców całego zamieszania siedzących ze spuszczonymi głowami przy biurku, za którym policjant jednym palcem stuka w klawiaturę komputera prokurując protokół przesłuchania, unaocznił że nie chodzi o żaden areszt, ani podejrzenia o szpiegostwo, ale o zwyczajną biurokrację.

Ponieważ po raz kolejny, ale tym razem osobiście, usłyszałem od protokolanta, że „zaraz” zostaną zwolnieni, pozostało mi jedynie przekazać informację, że niestety musimy już jechać, a oni dojadą osobówką do Petry albo do hotelu, w zależności kiedy zakończone zostaną czynności służbowe. W smętnych spojrzeniach rezygnacja i niedowierzanie krzyżowały się z nadzieją, że Petrę jednak zobaczyć się uda.

Tak też się stało. Zwolnieni zostali około godzinę po naszym odjeździe, przyjechali do Petry za nami, zwiedzili ją we własnym zakresie i razem z grupą pojechali na nocleg do Ammanu. Wkrótce obok wejściowej bramki kontrolnej centrum obsługi turysty w Petrze pojawiły się

ogłoszenia informujące o zakazie używania dronów.

 

Następny wpis Nie budzić starszej pani (Izrael)

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *