Oskar Kubrak, Seeusoon. Czterdzieści źródeł południa Etiopii. Post gościnny.

 

CZTERDZIEŚCI ŹRÓDEŁ POŁUDNIA ETIOPII

Etiopia to duży kraj, niemalże 3,5 razy większy od Polski. Postrzegając ją jako produkt turystyczny, należy wyróżnić dwie jego części – północną, historyczną i bogatą w różnorodną architekturę oraz południową, tradycyjną i pełną kulturowej mozaiki lokalnych grup społecznych.

Jednym z ważniejszych i większych miast części południowej jest Arba Myncz, stolica regionu Narodów, Narodowości i Ludów Południa. Jej nazwę tłumaczyć można jako „czterdzieści źródeł”, co wiąże się z miejscami, gdzie gorąca woda wystrzeliwuje spod powierzchni gruntu. Miasto to znajduje się na wysokości około 1280 m. n.p.m., co od razu wskazuje na to, że jesteśmy na dnie Wielkiego Rowu Afrykańskiego. Arba Myncz jest ważnym punktem podczas wycieczek objazdowych – stanowi połowę trasy z Addis Abeby do Doliny Rzeki Omo – flagowej atrakcji południa Etiopii.

 

Okolice Arba Myncz

Arba Myncz jest ważne nie tylko ze względu na strategiczny punkt objazdów, ale również dlatego, że tereny wokół miasta stanowią niebanalną atrakcję, z której korzystają wszystkie grupy przejeżdżające przez tę okolicę.

Jadąc trasą widzimy dwa jeziora – Abaja i Czamo. Pierwsze z nich jest zbiornikiem słonowodnym, w którym mimo natężenia słonych substancji mineralnych żyją krokodyle, drugie jest słodkowodne. Obydwa jeziora przecina tzw. Most Boga lub Palec Boży, czyli formacja geologiczna tworząca cienką, naturalną granicę pomiędzy zbiornikami.

Warto wybrać się na rejs łódką po jeziorze Czamo. Podczas półtoragodzinnego blue safari zobaczymy hipopotamy, krokodyle, orły rybołowy, czaple i innych przedstawicieli afrykańskiej fauny. Na brzegach jeziora czas umilą nam licznie pojawiające się gerezy, których hobby jest pozowanie do zdjęć. Po przeciwnej stronie jeziora w Parku Narodowym Nachisar  zobaczymy m.in. zebry i gazele.

Podczas safari wodnego na jeziorze Czamo podpływa się zawsze bardzo blisko krokodyli

Czaple to jeden z przedstawicieli gatunków ptaków, które można spotkać na jeziorze Czamo

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Czas potrzebny na przygotowanie łódek i tradycyjnej etiopskiej kawy umilają wszędobylskie gerezy

Kolejną atrakcją tego miejsca jest lokalna społeczność Dorze. Po wjeździe do miasta bez trudu można zorientować się, że dominują trzy kolory: czerwony, żółty i czarny – to barwy wspomnianej grupy społecznej. W celu dokładnego poznania ich życia należy wybrać się wysoko w góry, na 2500 m. n.p.m., gdzie są ich unikalne wioski.

 

Dorze

Społeczności Dorze nie sposób zapomnieć. Kolorytu ich wioskom nadaje zapierający dech w piersi widok dwóch jezior oraz okolicznych pasm górskich. Mieszkają w domach wykonanych z bambusa i liści ynsetu (fałszywego bananowca), które w swojej formie przypominają głowy słonia. Wizualne podobieństwo ma swoje praktyczne przeznaczenie – trąba stanowi przedsionek oraz miejsce dla noclegu gości, a oczy to wywietrzniki dymu z ogniska palącego się wewnątrz chaty.

 

Domy ludu Dorze mają kształt głowy słonia

 

Dorze można nazwać góralami – mimo codziennego życia na dnie Rowu Afrykańskiego upodobali sobie klimat charakterystyczny dla północnej Etiopii, czyli taki jak na Wyżynie Abisyńskiej. Na tej wysokości jest znacznie chłodniej, dlatego miejscowi słyną z najlepszego w całej Etiopii warsztatu tkackiego, tworząc dla siebie ubrania. Przed ślubem, aby mężczyzna udowodnił swoją wartość, musi utkać sobie swoją ślubną szatę. Ponadto Dorze noszą lamparcie skóry, które w rzeczywistości stanowią element odświętnego ubioru i wspomnienie dawnych tradycji łowieckich. Co ciekawe, po ceremonii ślubnej nowożeńcy mieszkają przez tydzień w domu dla nowożeńców, gdzie starają się o dziecko. Po jego urodzeniu w wiosce następuje żałoba, spowodowane jest to wiarą, że po drugiej stronie jest lepszy świat. Jak nietrudno się domyśleć, po śmierci członka społeczności następuje z kolei radosne świętowanie.

Jedną z atrakcji podczas wizyty w wiosce Dorze jest taniec w tradycyjnych strojach

 

Kuchnia tej społeczności przysparza rumieńców na policzkach. Specjalizują się w tworzeniu ultra pikantnej pasty z papryczek chili i berbere (lokalna odmiana ostrych papryczek oraz słynna etiopska przyprawa) oraz miodu, który idealnie łagodzi palący smak ostrego dipu. Użycie ostatniego sformułowania nie jest przypadkowe ze względu na to, że zarówno pastę jak i miód je się razem z lokalnym chlebkiem wykonanym ze sfermentowanego miąższu fałszywego bananowca (amh. ynset). Ponadto społeczność Dorze pędzi najlepsze araki (etiopski bimber) w całej Etiopii. Zacier łączy smaki kukurydzy, różnych zbóż, czosnku i czasami miodu, tworząc około 50-60% trunek. Alkohol ten tak nam przypadł do gustu, że zagościł na wiejskim stole podczas naszego wesela.

Lokalny chleb wypieka się w liściach fałszywego bananowca

 

Oskar bracie!

Padał deszcz całą noc, a w rzeczywistości była to ulewa. Jak na złość w naszym hotelu była awaria wody, przez co od rana biegałem razem z obsługą i przewodnikiem, umieszczając wiadra z wodą pod drzwiami pokojów naszych klientów. Było dość ciężko, bo windy nie było, a prawie wszystkie pokoje mieliśmy na drugim piętrze. Wynikiem tego były mocno przemęczone nogi, a to czy byłem mokry od deszczu czy od potu nie miało większego znaczenia, bo i tak nie miałem na sobie suchej nitki. Kiedy po przebraniu się wyszedłem złapać świeży oddech i wykonać kilka telefonów w celu zmiany hotelu, podszedł do mnie Australijczyk.

– Nie złość się tak, przecież Bóg zesłał na ciebie te wszystkie niepowodzenia.

Wtedy, naprawdę nie miałem ochoty na tego typu rozmowy. Już za chwilę musieliśmy wyjeżdżać, a przede mną było dużo do załatwienia. Piętnaście minut później siedzieliśmy w busie, a naszym celem była wioska Dorze.

Tak wyglądała droga z wioski Dorze, było grząsko, ślisko i pod górkę

 

Chwilę po wyjeździe z Arba Myncz zaczęliśmy wjeżdżać pod górę. Asfaltowa droga szybko zmieniła się w off road. Całonocny deszcz spowodował, że w połowie drogi do celu zakopaliśmy się w grząskim gruncie. Mieliśmy wymuszoną przerwę, a rezerwacja łódki na wodne safari po jeziorze Czamo wymuszała pośpiech. Kalkulując czas zarządziłem wspinaczkę, po półgodzinnym trekkingu w mglistych górach, minął nas miejscowy autokar. Turyści byli już wyczerpani, przepoceni i przemoknięci na skutek krótkotrwałych nawrotów gęstej mżawki. Postanowiłem, że jest to idealny moment na odpoczynek, który da mi też chwilę, aby spróbować zorganizować zastępczy transport.

– Oskar bracie! – Dobiegło z otaczającej nas mgły. Chwilę później wyłonił się z niej Ugu, mój zaprzyjaźniony lokalny przewodnik i przedstawiciel jednej z wiosek plemienia Dorze. Jechał w mijającym nas busie, wysiadł bo pomyślał, że potrzebujemy pomocy. Wystarczyły jego dwa telefony, aby po całą grupę przyjechały motory i zastępcze osobówki. Wsiedliśmy i po kilku minutach byliśmy na miejscu. Po zakończeniu zwiedzania czekał na nas już bus, którego z błota wyciągnęła policja.

 

••

Arba Myncz zdecydowanie należy wpisać sobie na afrykańską listę must see. Koloryt miejsca i gościnność społeczności Dorze zdecydowanie zachwyci nawet najbardziej wymagającego turystę. Pamiętajcie, nawet w ciężkich chwilach Etiopia pokazuje, że jest to kraj milionów uśmiechów i pomocnych dłoni.

I ja także próbowałem swoich sił w tkactwie

 

Ugu, jeden z przedstawicieli społeczności Dorze, zawsze nastawiony pozytywnie dla Polaków

 

Link do strony internetowej i bloga

https://www.seeusoon.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *