Kordian Eliezer Gdulski. Znów na szlaku. Post gościnny.

 

ON THE ROAD AGAIN…

No i znów jestem w USA. Po ciut wydłużonym pobycie w Egipcie czas rozpocząć nową przygodę z Ameryką.

Zacznę więc od Nowego Jorku,

a dalej to sam jeszcze nie wiem co i jak. Ale to z czasem się wyjaśni. Mój powrót do Nowego Jorku, po prawie dwóch latach nieobecności, był w pewnym stopniu niewiadomą. Tyleż bowiem słyszeliśmy w mediach o upadku miasta z powodu pandemii, tyleż obrazów opuszczonego i smutnego miasta widzieliśmy, że nie wiedziałem co mnie tam czeka. Wiem już dobrze, że obraz świata w pandemii kreowany przez media i rządzących jest daleki od prawdy, tym bardziej zastanawiałem się co tu zastanę. A może w NYC naprawdę było tak źle, może faktycznie miasto upadło, jak już to bywało w jego historii, a może jednak ściema i tym razem. Oczywiście, że ściema. Zresztą nie pierwsza i nie ostatnia jaką demaskuję w ostatnim czasie. Cóż, powinienem przywyknąć.

 

Zacznijmy od początku. Lot z Kairu do NYC. Jak zwykle masa papierologii na lotnisku: testy, wiza, bilet powrotny, paszport. Wszystko sprawdzane kilka razy i udało się – lecę. W samolocie linii Egypt Air miła obsługa i nie dość, że karmili, to w dodatku i smacznie i do syta. Nie o każdych liniach lotniczych można to powiedzieć.

 

Na lotnisku w NYC pustawo, ale lotnisko nie było bynajmniej opustoszałe. Urzędnik imigracyjny uprzejmy i życzliwy. Porozmawialiśmy sobie o podróżach w czasach pandemii, a potem w miasto. A! Zapomniałbym o dokumencie, który otrzymuje się lecąc na teren stanu Nowy Jork, a który powinno się złożyć na odpowiednim stanowisku już po odebraniu bagażu. Tam żadnych kolejek, a Pan grzecznie wytłumaczył mi, że de facto kwarantanna mnie nie dotyczy gdyż planuję w ciągu najbliższych 48h opuścić stan Nowy Jork.

 

Zatem w dalszą drogę.

Plan – Chicago.

Wystarczy kupić bilet i lecę. I tu niespodzianka. Ceny lotów – kosmiczne! Kilkakrotnie wyższe niż jeszcze rok temu. Bez bagażu około 500 $! Szok! Ale cóż tam, nie śpieszy mi się więc poszukam alternatywy. Ta znalazła się dość szybko. Samochód z wypożyczalni. Jak najtaniej czyli opcja – „co Ci dadzą to bierzesz”. Często z niej korzystam i prawie zawsze dostaję miły dodatek. Tym razem podobnie. Uśmiech, żart, komplement i za dopłatą w wysokości 45 $ do podstawowej kwoty 185 $ dostałem…

mojego ulubionego Forda Mustanga.

Oczywiście dochodzą jeszcze podatki, paliwo i opłaty za niektóre autostrady. W sumie cała podróż zamknęła się w 363 $. I nie dość, że zaoszczędziłem to jeszcze miałem nie lada atrakcję. Oczywiście mając do dyspozycji samochód nie mogłem nie skorzystać i nie przejechać się przez Manhattan, by zobaczyć co i jak z Wielkim Jabłkiem. A Wielkie Jabłko ma się dobrze. Drzewa kwitną, ludzie uśmiechnięci (maseczki potrzebne tylko w sklepach), pełno spacerujących. Nowy Jork jaki pamiętam, chyba nawet trochę czystszy.

 

Kordian Eliezer Gdulski o sobie

https://about.me/tour.leader

 

Link do bloga i strony internetowej ProTurystyka

https://m.facebook.com/profile.php?id=113978405396188&ref=content_filter

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *